Kto był w Kalabrii ten wie, że każdy Kalabryjczyk kocha swą Kalabrię, ale czy może kochać Kalabrię ktoś kto Kalabryjczykiem nie jest? 
No właśnie, Kalabria to taki dziwny region. Rozsądek mówi, że Kalabrii nie sposób kochać ale mimo tego, w najmniej spodziewanym momencie, zawsze Kalabria Cię zauroczy (i nie chodzi mi tu o tymczasowego zauroczonego pięknymi widokami turystę ale o tubylca co rodowitym Kalabryjczykiem nie jest). To zafascynowanie, nie wiadomo jak i skąd się pojawia, jakby rzucono na Ciebie zaklęcie i z każdym następnym dniem zaczynasz Kalabrię uwielbiać coraz bardziej. Ale o „niechcianej” miłości będzie innym razem. 

Moja jesień, którą uwielbiam, jest słoneczna, ciepła, zielona i kwitnąca. Zupełnie inna od tej polskiej. Kto zna mnie dobrze to wie, że należę do gatunku zmarźluchów i dlatego cieszę się z każdego kalabryjskiego słoneczno – jesiennego dnia. I gdy już w Polsce z szaf wyciąga się kurtki, to ja nadal na nogach mam sandały i ubieram bluzki z krótkim rękawkiem. A jedynym symptomem, który Ci przypomina o zbliżającej się zimie, są coraz krótsze dni. 
Foto: Gosia
Wrzesień, to idealny moment na spokojne plażowanie, bo masowa turystyka już dawno spakowała walizki i wróciła do swych domów. To również wyśmienity okres na piknikowanie, na plaży. Październik, można porównać do klimatu polskiego z okresu letnio – jesiennego, gdzie ranki i wieczory są już zimne ale w dzień nadal przygrzewa słońce. 
Moja jesień, to sezon na następną serię dojrzewających owoców jak np figi, awokado, kaki, nieszpułki, granaty czy też winogrona. I taką jesień właśnie kocham. Ale jest jeszcze „druga” jesień na Kalabrii. Ta jesień przypomina już bardziej atmosferę polskiej jesieni i dlatego za każdym razem, gdy tylko zamarzy mi się, to wsiadam w samochód i wyruszam w głąb lądu. 
Tak, tak! To chyba jest jeden z najbardziej interesujących aspektów Kalabrii, bo żaden inny region nie pozwala na przedostanie się w kilka minut z rozżarzonej plaży w tereny wysokogórskie. Wystarczy mi pokonać 20 km i z zerowego poziomu nad morzem znajduję się na ponad 1000 m npm. I to właśnie tutaj poszukuję polskiej złotej jesieni. Liście drzew żółto -czerwone, dojrzewające orzechy i kasztany. Temperatura powietrza spada o ponad 10 stopni i od razu organizm się schładza a myśli wędrują do przeszłości. A gdy już nasycę się atmosferą przypominającą mi polską jesień wsiadam w auto i wracam do domu. 
Dlatego właśnie kocham moją kalabryjską jesień, która pozwala mi na przeżywanie jej w podwójnym klimacie, tym sródziemnomorskim i tym zbliżonym do polskiej.