La dolce vita – któż o niej nie słyszał. Filmy, książki, przewodniki, czy też czasopisma opisujące to stereotypowe skojarzenie z Włochami wbiło nam się w naszą swiadomość, że trudno wyobrazić sobie śpieszne włoskie życie, szczególnie te na południu. Mówisz, że przesadzam i wyolbrzymiam tę metaforę? No to zapraszam Cię do Kalabrii i to koniecznie w sierpniu.

południe Włoch

 

Miesiąc ten posiada w sobie całą magiczną moc tego słynnego stylu la dolce vita, że nie sposób obalić ten stereotyp. I pomimo że moje miasteczko właśnie w tym czasie zapełnia się podwójną liczbą mieszkańców, że droga do sklepu wydłuża się z 5 minut do 10, że do ulubionej pizzerii trzeba czekać cierpliwie na stolik i moje miejsce na plaży zostaje zajęte przez jakiś obcych mi ludzi, to lubię sierpień w mojej Kalabrii, szczególnie za te ciepłe pełne życia noce.
Piszę o tym tak euforystycznie bo przyznam Ci się, że kilka lat już nie spędzałam sierpnia w mojej Kalabrii i po prostu zapomniałam tę całą atmosferę. Tych uliczek przepełnionych ludźmi i harmiderem i plaże kolorowe od parasoli. I piękno ciszy poobiedniej w miasteczku by potem wraz z późnym popołudniem na nowo ożywało. Tak, tak. Jeżeli nie zrozumiałeś/aś jeszcze sensu sjesty to właśnie sierpień jest tym miesiącem, gdzie najbardziej ją docenisz. Bo sjesta, szczególnie ta w Kalabrii, w sierpniu, powiem Ci w sekrecie, służy po to by nabrać sił na dalszą część dnia, która nie kończy się wcale przed północą, jak bal Kopciuszka ale grubo po.
Pewnie dlatego, swego czasu, Kalabria tak łatwo złapała mnie w swoje sidła i uwiodła swoim sierpniowym urokiem. To wakacyjne la dolce vita dla turysty, jest istnym rajem. Tutaj rytm spędzonego dnia jest zupełnie inny. I tylko w sierpniu taką atmosferę można zastać. Z całego harmideru panującego na ulicach nie odczuwa się zbyt większego stresu. To chałas jakby przyjazny dla ucha, optymistyczny, nawołujący do chęci życia i czerpania z niego, jak najwięcej. Owszem nie każdy ma wolne i niektórzy muszą pracować ale i ta grupa ludzi znajdzie chwilę wolnego żeby zanurzyć się choć na moment w la dolce vita delektując się nim.

A jak wygląda ten typowy kalabryjski dzień la dolce vita?

Rano (rozumiane w stylu południowym, czyli nie wcześniej jak 8-9) czas spędza się nad morzem. Potem obiad i obowiązkowa sjesta tak by po 21,00 ponownie wyruszyć na podbój nowego, tym razem nocnego życia i czego tylko chcecie..
Wieczorami każda kalabryjska miejscowość organizuje lokalne festy, festiwale a nawet i letni karnawał. Zawsze coś gdzieś się dzieje i to właśnie te nocne życie jest dla mnie najbardziej fascynującym i relaksującym momentem. Ciepłe noce ale pozwalające już odetchnąć z ulgą od piekącego słońca. Tłumy spacerowiczów poszukujących różnych przekąsek serwowanych ze szklaneczką wina, bądź lodów albo ledwo co wyjętych z pieca, gigantycznych cornetto np z moim ulubionym kremem pistacjowym. W zaułkach gdzieś można znaleźć muzykantów a nawet tancerzy. W sumie rytmie tarantelli nie sposób jest oprzeć się i nie zatańczyć. A potem, można zawsze wybrać się na talerz makaronu bo często bywa tak, że ktoś gdzieś gotuje typowe lokalne danie. A gdy już strudzeni potańcówką i brzuchy są zapełnione, to na zakończenie można jeszcze ulżyć stopom chłodząc je zawsze w morskiej wodzie.
I nie ma wymówek, czy masz małe dzieci albo jesteś już w wieku, gdy nie wypada. To nie tutaj te numery. Tutaj każdy ma prawo delektować się i relaksować tą wolną chwilą. Starzy i młodzi, młodzi i starzy. Po prostu wszyscy. I ja to robiłam właśnie przez cały sierpień. uprawiałam moje la dolce vita ale teraz już wracam do blogowania.