Przyznaję, że kiedy potwierdzałam swój udział w Blog Tour byłam sceptyczna. Może dlatego, że nigdy nie zaiskrzyło między mną a Silą.
Za każdym razem, gdy odwiedzałam ten ogromny las czułam się, jak turystka bez nawigatora, która gubiła się i błąkała bez konkretnego celu. Nie sądziłam nawet, że kiedykolwiek zmienię zdanie. No to dlaczego ponownie wybrałam się na Sila? Nie wiem. Może program, który zaproponował Granaro Village, zwrócił moją uwagę i zachęcił do przyjęcia zaproszenia.
A kiedy już uczestniczyłam w tym wydarzeniu, nagle usłyszałam, jak mój wewnętrzny głos wykrzyczał: „Eureka! Sila to nie tylko Camigliatello (najbardziej znana miejscowość w Sila), tutaj jest świetna zabawa.” Może Ty już to wiesz, ja nie wiedziałam.
Odkryłam prawdziwą Silę Piccola, tę ukrytą przed turystami, zwłaszcza przed obcokrajowcami. I dziś chcę Ci opowiedzieć o moim doświadczeniu, abyś wiedział(a), co możesz/musisz robić na Sila Piccola.
KUCHNIA, KTÓRA WYCHODZI POZA SCHEMATY
Trudno jest opisać słowami to, co widziały moje oczy i to, co czuło moje podniebienie. Dania przygotowywane były z lokalnych i sezonowych produktów i do tego momentu wszystko jest standardem ale to, co zaskoczyło nas, to umiejetność skomponowania tych składników i przygotowania dań z tego, co było dostępne. Owszem, Sila słynie z tagliatelle i grzybów, z grillowanych mięs i kiełbasek, ale szef kuchni Granaro Village zmienił nasze przekonania i zdobyte do tej pory doświadczenia na temat lokalnej kuchni silańskiej. Wystarczyła odrobina inwencji i zwykłe dania nabierały nowego, niepowtarzalnego smaku.
W pewnych momentach (mniej więcej przy drugim pierwszym daniu) czułam, że mój brzuch pęka z przejedzenia, ale rozpinałam guzik od spodni i opróżniałam wszystkie naczynia. Czułam się jak w raju. Makaron rustykalny z mąki kasztanowej, winne paccheri, pierś z kurczaka z poziomkami i wiele innych. Zjadłam również danie z cielęciny, której nawet nie jadam w domu. Na szczęście program blog tour miał tyle aktywności, że mogłam być spokojna o to, że spalę nadmiar kilocalorii.
PRZYGODA, KTÓRA ROZBUDZI W TOBIE DUSZĘ DZIECKA
Park „Alberolandia”, który jest częścią „Granaro Village”, był jednym z powodów, który skłonił mnie do przyjęcia zaproszenia. Jako dziecko często spędzałam lato u moich dziadków i bawiłam się w lesie w pobliżu domu. Móc uczestniczyć w Blog Tour to dobra okazja, aby przywołać wspomnienia i powrócić do dzieciństwa. Niestety, nie przewidziałem, że w moim wieku duch przygody nie jest już taki, jak dawniej.
Tym razem to nie przyjaciele z dzieciństwa towarzyszyli mi, ale strach (oczywiście kamuflowałam go). Dzielnie pokonałam wszystkie przeszkody i poczułam się niezwyciężona. Niezapomniane wrażenia, być może dlatego, że przy takich spontanicznych okazjach uśpione w nas dziecko wychodzi z ukrycia.
NA ŁONIE NATURY MIĘDZY RELAKSEM A AKTYWNOŚCIĄ SPORTOWĄ
Każdy, kto mnie zna wie, jak bardzo lubię trekking, chodzenie po nieznanych ścieżkach, odkrywanie, co jest na końcu trasy, fakty, które wydarzyły się w tych miejscach. Sila Piccola również podarowała mi te emocje.
Z „Granaro Village”, podążając ścieżką bryganta Murano, dotarliśmy do wodospadu „Monardo”. Trasa jest znana tylko miejscowym i tylko oni opowiedzą Ci anegdotki i fakty, które są przekazywane z pokolenia na pokolenie. W internecie trudno cokolwiek znaleźć. W ten oto sposób poznaliśmy historię kryjówki bryganta za wodospadem.
A jeśli nie boisz się zimnej wody, możesz zanurzyć się w niej i wykąpać pod wodospadem. Co prawda, wszyscy uczestnicy wyprawy oczekiwali ode mnie, że to zrobię, bo skoro pochodzę z Polski, to woda nie powinna być dla mnie zimna. Niestety, nikt nie pomyślał, że po 16 latach życia w Kalabrii górska woda nie jest już dla mnie.
Wyprawa nad Jezioro Passante (Lago del Passante) może być również przyjemną wycieczką. Miłośnicy sportu na łonie natury mogą wypożyczyć rower bezpośrednio w Granaro Village (5 euro na cały dzień) i wybrać się nad jezioro. Niestety nam zabrakło czasu na tę atrakcję i zrobiliśmy tylko mały wypad autem.
LAS DLA WSZYSTKICH POSZUKUJĄCYCH DUSZY ARTYSTYCZNEJ
Nigdy nie sądziłam, że można stworzyć muzeum w lesie. Wyobraź sobie zrywanie poziomek i jedzenie ich podziwiając przy tym drewniane rzeźby. Tak, taka opcja jest możliwa. Ja doświadczyłam tego w muzeum „MABOS”, które znajduje się w Granaro Village.
Ponadto są tam wydzielone przestrzenie przeznaczone dla wszystkich, którzy chcą uciec od miejskiego chaosu i naładować baterie. Mogą pożyczyć książkę z małej drewnianej biblioteczki i zanurzyć się w lekturze na hamaku lub pracować przy komputerze w lesie. Żadnych rozpraszaczy poza czarnymi wiewiórkami, które czasami podchodziły do do nas licząc na jakiś przysmak.
Kalabria zaskoczyła mnie ponownie. Odkryłam jej kolejną twarz i nigdy nie znudzę się polecać Ci górskich terenów w głębi Kalabrii. One są zupełnie inne od tych nadmorskich miejsc. Ale jest jedna rzecz, która łączy Kalabryjczyków: gościnność. Po raz kolejny nie czułam się jak turystka, ale tak jakbym była gościem, i między innymi dlatego z chęcią wrócę do „Granaro Village”.