1. Fotografia Kulinarna

Długo zastanawiałam się, czy w ogóle zacząć ten cykl. Jednak górę wziął jeden argument i to wcale nie związany z pasją gotowania. Ci, którzy dobrze mnie znają wiedzą, że miłośniczką gotowania nie jestem, choć nie będę ukrywać, że czasami lubię poeksperymentować z nowymi smakami. Jednak, moje kulinarne przygody przede wszystkim traktuję jako okazję do rozwijania warsztatu fotograficznego w kategorii fotografii kulinarnej. I to jest ten główny motyw. Proste! Nie gotujesz, nie fotografujesz.

 

2. Osobista internetowa książka kucharska

Ponadto, jest to świetna okazja na stworzenie osobistej internetowej książki kucharskiej. Tutaj przepisy nie będą wymyślone ot tak i oprawione moimi zdjęciami. Tutaj będę zamieszczać tylko takie, które faktycznie przyrządzam. W ten sposób będziecie mogli podejrzeć, co jada wegetarianin w Kalabrii a czasami będę zdradzać, czy dane danie smakuje również rodowitym mięsożernym Kalabryjczykom.

 

3. Poszukiwanie tożsamości kulinarnej

Do głowy przychodzi mi jeszcze jeden argument za wprowadzeniem tego cyklu. Patrząc okiem socjologa można potraktować kuchnię jako jednen z wielu sposobów poszukiwania nowej tożsamości na nowej ziemi. Wydaje się być to banałem ale kuchnia to codzienność, to tożsamość.

 

Dość często na zadawane mi pytanie, czy gotuję polskie potrawy, czy włoskie, nie mam prostej odpowiedzi. Dlaczego? Bo najczęściej jest to mix obu kuchni z dużym naciskiem na kuchnię wegetariańską.
No właśnie. Gdybym miała określić moją kuchnię jednym słowem, to prawdopodobnie byłoby to słowo: fuzja. Mam tendencję do personalizowania i łączenia różnych składników pochodzących z obu kultur. A żeby nie było jeszcze tak łatwo, to zawsze z tradycyjnych dań eliminuję mięso, bądź ryby i zamieniam je niemięsnymi składnikami. No cóż. Obecny w domu wegetarianin komplikuje jeszcze bardziej te moje eksperymenty kulturowo – kulinarne. I tak oto gołąbki mam w wersji soczewicy i pieczarek albo z kaszą. Lasagne bez ragu. Ryba po grecku bez ryby. Pulpety bez mięsa. A cukinię nadziewam bulgurem a nie mięsem.

 

Przez te wszystkie manipulacje i ingerencje w tradycyjne dania pewnie nie raz narażę się jakiemuś tradycjonaliście (polskiemu bądź włoskiemu), który mi zarzuci brak respektu do danej kultury i tradycji. Ale powiedzenie: „jesteś tym, co jesz” w moim przypadku chyba rzeczywiście ma w sobie ziarenko prawdy. Jestem Polką mieszkającą we Włoszech i żoną wegetarianina. A to moja kuchnia Wege w Kalabrii.
Czy ktoś skorzysta z moich przepisów? Mam nadzieję, że tak.